Udało się nam zobaczyć lodowiec. Mieliśmy wiele szczęścia, gdyż na naszym campingu spotkaliśmy parę z Australii i Nowej Zelandi. Następnego dnia również wybierali się na lodowiec i zabrali nas ze sobą. Szczególnie ciekawe jest to, że nasi znajomi pracują w Norwegii w rzeźni (ale tylko golą owce, jeszcze żywe). O strzyżeniu owiec wiedzą wszystko. Szczególnie ożywiali się, gdy zaczynaliśmy rozmawiać o rolnictwie, a ponieważ my się na tym raczej nie znamy, to sami kontynuowali rozmowy jeszcze długo, długo... Również długo szliśmy do lodowca, gdyż poza sezonem nie działa statek i droga jest zamknięta - zatem trzeba obejśc jezioro. Widoki przepiękne. Później mieliśmy w palnach pojechać pociągiem do Bodo i tam nocować. Ale gdy już czekaliśmy na stacji - okazało się, że sobota to jedyny dzień w którym ten pociag nie jeździ. Wrociliśmy z powrotem na camping. Spróbowaliśmy rano i nie obyło się bez przygód - 20 min pociąg staral się ruszyć - bezowocnie, obawialiśmy się już, że to jakiś norweski odpowiednik Bermudzkiego Trójkąta. W końcu konduktor wybiegł i zapalił zieloną lampkę - i wtedy, jak za użyciem czarodziejskie różdzki - ruszyliśmy!!! Znakomite ;-)