Zwiedzanie Borowoje można zacząć od maleńkiego muzeum Ablaj Chana, narodowego bohatera Kazachstanu, jeśli oczywiście muzeum jest otwarte. Ablaj Chan żył w latach 1711-1781 i zasłynął przede wszystkim tym, że zjednoczył kazachskie ordy przeciwko nieustannie najeżdżającym Kazachstan Dżungarom - zainteresowanym historią polecamy film Koczownik, którego znaczenie dla Kazachów na wstępie i w zakończeniu objaśnia prezydent Nazarbajew. Inne atrakcje osady Borowoje to meczet, cerkiew i muzeum przyrodnicze z minizoo, z miniklatkami dla wcale nie mini-zwierząt – tym atrakcjom wystarczy przyjrzeć się z drogi.
Wzdłuż brzegu jeziora Borowoje wiedzie ścieżka – nowa, chyba z ubiegłego roku, mająca 9,2 km długości. Ścieżka jest porządna, wąska, ale bardzo wygodna, tylko o tej porze roku w wielu miejscach zasypana jeszcze głębokim śniegiem, w który na dodatek często się człowiek zapada. Nie wycięto na niej drzew, ale położono płytki równiutko wokół ich pni. A sam Park Narodowy Borowoje utworzono w 1997 roku, z inicjatywy prezydenta. Tym dziwniejsze, że teraz chce tu lokalizować kasyna.
Wszędzie wokół las! Jakaż ulga i przyjemność po bezleśnym Kirgistanie i w większości bezleśnym Kazachstanie. A w lesie przeróżne formacje skalne, wśród nich ta, z której Borowoje jest najbardziej znane – tzw. Kamień Zagadka, w którym każdy dopatruje się czegoś innego. Widzieliśmy zdjęcia, na których ludzie podpływali do tej skały łódkami i wchodzili na nią latem. Teraz dochodzili do niej po lodzie! (Jezioro Borowoje ma średnio 3 m głębokości, a maksymalnie 6 m.)
Ciszę zakłócała głośna muzyka – nawet na dość trudno dostępnych skałach można spotkać nastolatki ze sprzętem grającym – ciekawe, że nie poprzestały na głośnogrających telefonach komórkowych, ale wtaszczyły tam mały magnetofon! Z kolei najbliżej Kamienia Zagadki jest nowy hotel (Ablaj Chan), a obok jeszcze nowsza, wielka restauracja, z której muzyka ryczała tak, że słychać ją było kilometr dalej i znacznie wyżej na skałach. Może to dla wędkarzy łowiących ryby w przeręblach na jeziorze...
Im wyżej, tym bardziej spektakularne widoki. Najwyższa góra (Koksze) ma tu 947 m n.p.m., 627 m nad jeziorem. Widoki na skały, jezioro, na inne jeziora – i na stepy wokół tej enklawy – tu jeziora, lasy i góry, a wokół, jak okiem sięgnąć (również uzbrojonym w lornetkę) płaski step. Przedziwne. Nie umiała nawet tego wyjaśnić przewodniczka, z którą potem się spotkaliśmy – odwołała się tylko do legendy, zgodnie z którą kiedy Allah dzielił ziemię między narody, Kazachom w udziale przypadł step, co z początku bardzo im się podobało (świetne tereny do pasania tabunów koni!), ale co dość szybko im się znudziło i poprosili o jakieś zróżnicowanie... Za późno, w worku prawie nic już nie było. Allah wysypał reszteczki i tak powstało Borowoje – trochę górek, trochę jezior, trochę lasu... trochę wszystkiego, ale w małych ilościach.
Spotkany w górach miejscowy dwudziestolatek, prawie bezzębny, nie licząc kilku złotych ozdób, powiedział „po co siedzieć w domu, pomyślałem, i poszedłem w góry”. Powiedział też „a wiesz, że niektórzy tu przyjeżdżają i w ogóle na góry nie wchodzą”. „I może to dobrze”, pomyślałem, bo wszędzie gdzie chodziłem w górach (a szlaków tu nie ma), znajdowałem butelki – plastikowe i szklane, również w miejscach, do których trudno dotrzeć.
Dużą polanę u podnóża Koksze poświęcono nie komu innemu, a Ablaj Chanowi; z pomnikiem i kilkoma budkami z pamiątkami. Na tej polanie powstają dwa budynki – jeden to będzie oczywiście muzeum Ablaj Chana!
Na pożegnalnym spacerze w Borowoje spotkaliśmy dwa jelenie, czy inne rogate mlekopitajuścije, czyli ssaki. A przed odjazdem zatrzymaliśmy się w komnacie otdycha na dworcu w Szczucińsku – na nasz pociąg o 4:53 po prostu zeszliśmy po schodach na peron. Takie dworcowe hotele wydają nam się świetnym wynalazkiem. Na dodatek czysto i w miarę tanio. Ciekawe, dlaczego nie ma czegoś takiego w Polsce – pewnie albo kosztowałoby bardzo dużo i miało wysoki standard, albo stałoby się szybko przytułkiem.