Do Samarkandy przyjechaliśmy pociągiem z Taszkientu. Standard drugiej klasy nas zachwycił – jest znacznie wyższy niż w Polsce w pierwszej klasie! Kolejne miłe zaskoczenie w Uzbekistanie. Znaleźliśmy bardzo fajny hotel w stylu hipisowskim, dla obieżyświatów. Kilku ich było – głównie siedzieli na kanapach w ogrodzie i opowiadali sobie swoje podróże, gdyż na zewnątrz nie bardzo mogli się dogadać, nie znając rosyjskiego.
Zwiedzanie zaczęliśmy od mauzoleum i meczetu poświeconego chińskiej księżniczce, jednej z żon Timura – Bibi-Khanym. Legenda głosi, że gdy Timur wyruszył na kolejna wojnę, żona postanowiła zrobić mu niespodziankę i wybudować meczet, jednak architekt, zakochany w księżniczce, nie chciał skończyć pracy, póki Bibi go nie pocałuje. Ta zgodziła się, Timur się dowiedział, stracił architekta (nieduża strata, gdyż z kolejnej wyprawy przywiózł sobie następnych), a kobietom od tej pory kazał chodzić w czadorach, by nie kusiły mężczyzn. Meczet i mauzoleum są już w kiepskim stanie, na popękanych ścianach znać liczne trzęsienia ziemi.
Później udaliśmy się do najstarszego w Uzbekistanie meczetu – mury u podstawy pochodzą z VI wieku – później burzony i odbudowywany. Legenda powiada, że miejsce to wskazał święty, obdarzony wiecznym życiem. Do dziś można go spotkać w Samarkandzie – rozpoznamy go po tym, że w prawym kciuku nie ma kości ani chrząstek. Po zwiedzaniu meczetu zostaliśmy zaproszeni na smaczny plow i herbatę.
Następnym celem był zbiór mauzoleów Shib-In-Zinde – i jest to miejsce, które zrobiło na nas ogromne wrażenie. Ten wyjątkowy cmentarz istnieje od VI wieku i jest najświętszym miejscem w okolicy, gdyż leży tam pochowany kuzyn Mahometa. Znajduje się tutaj kilkadziesiąt mauzoleów, wszystkie przebogato rzeźbione i zdobione. Są tutaj także meczety – jeden dla mężczyzn, jeden dla kobiet. Leżą pochowane także wybitne kobiety, krewne i żony władców, np. matka Timura. Timur chował także tutaj swoich nauczycieli, mędrców i zasłużonych wojskowych. Spacer po Shibn-In-Zinde jest jak wędrówka po miejscach akcji wschodnich baśni.
Registan natomiast jest wizytówką Samarkandy – to 3 kompleks trzech mederes, pięknie odnowiony i imponujący. Legenda głosi, że Timur, podbiwszy Indie, przywiózł sobie do Samarkandy architektów z Delhi i zażądał, by stworzyli coś jeszcze piękniejszego, niż widział w Indiach. Dziś medresy te służą głównie jako miejsca sprzedawania pamiątek. My weszliśmy na minaret bardzo wcześnie, by podziwiać wschód słońca nad Samarkandą. Wpuścił nas bardzo życzliwy milicjant, oczywiscie za stosowna lapowke.
Odwiedziliśmy jeszcze najstarszy zachowany w całości zabytek – mauzoleum z XII wieku i jeszcze kilka mauzolem w z XV, XVI wieku, w tym mauzoleum Timura – w środku przebogato zdobione złotem. Timur przywoził ze swych licznych wojen artystów i osadzał ich w Samarkandzie – mogli ocalić życie tylko wtedy, gdy uprawiali dla tyrana sztukę – budowali i zdobili medresy, meczety, mauzolea. Zaskakujące, jakim wybitnym mecenasem był tyran zostawiający po sobie piramidy odrąbanych głów wrogów. Widzieliśmy jego słynną nefrytową trumnę, którą to w XVIII wieku któryś z okolicznych władców wywiózł, podbiwszy Samarkandę. Wraz z trumną do jego ojczyzny przyszła tajemnicza epidemia (zgodnie z przekleństwem, które rzucił Timur na każdego, kto zakłóci jego spokój). Przestraszony złodziejaszek zwrócił trumnę Samarkandzie – i oczywiście epidemia odeszła. Klątwa spełniła się jeszcze raz, gdy uczony rosyjski otworzył trumnę – zgodnie z przepowiednią na jego kraj spadła klęska – dzień później faszyści wypowiedzieli wojnę Rosji.
Ciekawe jest jeszcze w Samarkandzie muzeum kultury Afrosiab – znajduje się na miejscu pierwszego miasta – które istniało tutaj już 3000 lat temu.
To, co jeszcze się nam podobało w Uzbekistanie, to liczne miejscowe wycieczki. Uzbecy podróżują po swoim niezwykłym kraju i zwiedzają go. Nie ma takiego obyczaju wśród Kirgizów.