Jest jeszcze jedna sprawa związana z Kirgistanem, o której dotychczas z różnych powodów woleliśmy milczeć, ale o której czas najwyższy napisać. Rzecz w tym, że Kirgistan, w latach 1990-tych uznawany za oazę demokracji w tej części świata, od mniej więcej roku 2000 zmienił kierunek i idzie w ślady swoich sąsiadów – ograniczania demokracji i zamykania się. Choć zmiany postępowały już za czasów poprzedniego prezydenta (którego za demokratę, jakby próbować, uznać nie można), to od tulipanowej rewolucji w 2005 przyspieszyły. Oczywiście – może być jeszcze dużo gorzej, i daleko Kirgistanowi w politycznej materii do Turkmenistanu, Uzbekistanu, czy Tadżykistanu, ale niestety zmiany są naprawdę widoczne. Teraz, wyjeżdżając bezpiecznie, napiszemy i o tym, po opytu – z własnego doświadczenia.
Historia ze szpitala. Byłam zmuszona korzystać z tutejszej służby zdrowia – wybrałam dobry szpital i chodziłam do przychodni. Szybko przekonałam się, że pojęcie kolejki przekracza zdolności pojmowania Kirgizów. Wokół drzwi lekarza ustawia się kółeczko i każdy wchodzi do gabinetu, jak poczuje! Bywało, że w gabinecie naraz było 7-8 osób, mówiących do lekarki jednocześnie, gdy ona miała na fotelu pacjenta. Oczywiście ani myśleli wyjść, tylko tworzyli kółeczko wokół lekarki, uniemożliwiając jej pracę.
Poza tym kłamali – opowiadali że wchodzą na chwilkę do pielęgniarki po wypisaną już receptę, a ustawiali się za fotelem lekarki w gabinecie, by zaraz zająć miejsce po pacjencie.
Takie idiotyczne przepychanki wydłużały tylko czas oczekiwania i utrudniały pracę lekarce – ale nie mogłam się przebić z taką refleksją. Usłyszałam, że mogę „wracać i leczyć się u siebie, jak mi się nie podoba”. Bardzo ładnie, tylko że ja za możliwość leczenia zapłaciłam 45 dolarów, a oni ani soma. Zresztą sama lekarka mi powiedziała, że nie wie, czy wykorzystać (kupiony przeze mnie!!!) drogi lek, skoro „dla naszych nie wystarcza”. Najchętniej by mi go zabrała, a mnie podała wodę z cukrem.
W ogólnym bałaganie spędzałam i 2 godziny, próbując ustalić kolejkę i nie dać się na okrągło robić na szaro. Co jakiś czas zjawiali się panowie w garniturach oświadczający, że teraz wchodzą. Na co ja zawsze odpowiadałam, że jak się przyszło na końcu, to trzeba stanąć na końcu kolejki (jakiej kolejki?). Zapamiętałam jednego, wyjątkowo natrętnego, który zupełnie zbaraniał po mojej uwadze. Przy tym występowała jakaś ordynarna „solidarność” między tutejszymi, Kirgizom pozwalano właściwie na wszystko, a mnie upominano, gdy próbowałam wejść do gabinetu. Te godziny pod drzwiami były koszmarne, kiedyś wywiązała się pyskówka, w której powiedziałam, że doprawdy trudno pojąć ten „kirgiski bardak” (nieporządek, burdel).
Następnego dnia rano lekarka (wściekła i nieprzyjemna) zarzuciła mi, co następuje:
– Jak mogłam wczoraj wywołać taki skandal i tak znieważyć kirgiski naród!!!!!! Wszyscy wiemy, że gdyby Kirgiz w Polsce tak znieważył Polaków jak ja Kirgizów, to by go zabili!!!!!
Okazało się, że:
– W szpitalu jest tajna policja, która zaczęła się mną interesować. Byli w tych nieszczęsnych kolejkach. Wczoraj nie wypuścili lekarki i pielęgniarek do domu po pracy, tylko przepytywali kim jestem, gdzie pracuję, gdzie mieszkam, po co NAPRAWDĘ tutaj przyjechałam.
– Do lekarki przyszło tego dnia kilku Kirgizów i złożyło na mnie pisemną skargę
– Panowie w garniturach to pracownicy Białego Domu – znieważyłam ich i teraz będą pisać do polskiej ambasady na mnie raport.
Zupełny absurd. Jednak nasz znajomy, który już 3 lata zajmuje sie tu w ONZ bezpieczenstwem pracownikow przestrzegł mnie, że teraz będę śledzona i prowokowana przez różnych panów z tajnej policji do rożnych wypowiedzi, które będą nagrywane. (I faktycznie od razu tego ranka jakiś facet wypytywał, co tu robię, a potem pytał, czy wyszłabym za mąż za Kirgiza i dlaczego nie chcę o tym rozmawiać. Facet ten wydał mi się tak głupi i odpychający, że faktycznie go zignorowałam. Przypomniałam sobie też, że wcześniej, gdy jeszcze rozmawiałam życzliwie z tymi ludźmi w kolejkach i mówiłam, czym się zajmuję, jeden facet czepiał się, czy wielu Polaków opuszcza Kirgistan wskutek mojej pracy (!!!!!), dlaczego chcą jechać do Polski i czy w Kirgistanie im się nie podoba!).
W każdym razie znajomy pocieszył mnie, że raportu raczej nie napiszą, bo chyba zdają sobie sprawę, jakby się ośmieszyli. Mogą jednak w zamian mnie pobić lub potrącić samochodem, jeśli faktycznie jakiś głupek poczuł się na tyle obrażony. Jest to ich (tajnych służb, licznych tutaj) typowy i częsty sposób działania. Póki co nic złego się nie stało, ale naprawdę z wielką ulgą opuszczę ten kraj.
Ministerstwo Spraw WewnętrznychPewnego razu, wracając z Ala-Archa, próbowaliśmy załapać się na autostop. Facet w pierwszym mijanym samochodzie powiedział, że zaraz odjeżdża jakiś „ich” służbowy autobus i może nas zabrać. Nawet nas do tego autobusu podwiózł, wysadził i polecił odwieźć do Biszkeku. Autobus był stary i zdezelowany. Wsiadło do niego zaledwie ok. 7-8 młodych Kirgizów, jeden starszy i kierowca, i nas trzech, i od razu ruszyliśmy. Kirgizi, oprócz być może kierowcy, byli pijani. Większość całą drogę spała, ale jeden – Alejn (Aleyne) – całą drogę zabawiał mnie rozmową. Rozmowa była bardzo pouczająca i ściśle nawiązywała do naszych niedawnych doświadczeń i obserwacji. Chodzi o kirgiski nacjonalizm. Zaczęło się, zresztą również się na tym skończyło, od podejrzenia, że jesteśmy Amerykanami. Rozmowa z początku była dość sympatyczna, ale szybko okazało się, że zdaniem Alejna obcokrajowcy nie powinni przyjeżdżać do Kirgistanu. Podał po temu szereg powodów, odbijał też w prosty sposób wszelkie moje kontrargumenty. Nawet jeśli czasem udawało mi się choć na chwilę zbić go z tropu, to albo zaraz o tym zapominał, albo odpowiadał w zaskakujący i, zdawałoby się, oderwany od rzeczywistości sposób. Przykłady za chwilę. Co najważniejsze, jego stanowisko nie było odosobnione – autobus wiózł młodych pracowników kirgiskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MWD) wracających ze „szkolenia” w górach. Poglądy Alejna śmiało można uznać za poglądy innych pracowników tego samego organu, a w szczególności na pracowników wyższego szczebla przekazujących je swym młodszym kolegom i koleżankom. Przy czym trudno się oprzeć wrażeniu, że proces przekazywania informacji należałoby nazwać indoktrynacją.
Akajew zniszczył Kirgistan. Bakijew miał zbyt mało czasu, by naprawić to, co zrujnował jego poprzednik. Bakijew jest wspaniałym prezydentem, to człowiek, który zbawi Kirgistan. Potrzeba jednak czasu. Ale zdecydowanie nie potrzeba obcokrajowców. Kirgistan to mały kraj, dlaczego akurat tutaj muszą przyjeżdżać obcokrajowcy. Dlaczego nie mogą zostawić tego skrawka ziemi dla Kirgizów!? Kirgizów nie stać na to, by przyjechać, popatrzeć na własne góry. Z gór Kirgistanu korzystają obcokrajowcy, poniżając tym samym Kirgizów. Prawda, z ekonomicznego punktu widzenia, mogłoby to przynieść korzyści, ale koszty społeczne i polityczne są zbyt wysokie!
Aby nie narażać się za bardzo mojemu rozmówcy, postanowiłem nieco zafałszować obraz rzeczywistości – powiedziałem, że wylatuję jeszcze tego samego dnia wieczorem. Przyjechałem, zgodnie z tym, co powiedziałem, w odwiedziny do znajomych Holendrów pracujących na Kirgiskim Narodowym Uniwersytecie.
Porwać ich? – zabrzmiała propozycja Alejna. – Co?! – Porwać. Po co oni tu przyjechali?! Pracując tutaj zabierają pracę Kirgizom. Kirgistan ma dość swoich specjalistów. Nie potrzebujemy nikogo z zewnątrz. Sami rozwiążemy swoje problemy lepiej, niż ktokolwiek inny mógłby nam zasugerować. Pracując tutaj żerują na kirgiskim budżecie – pobierają płace tutaj i w swoim kraju. Nie chcemy obcokrajowców. Chcesz, żeby podzielili nasz kraj między siebie?
Rozmowa wydawała się absurdalna. Wszelkie sugestie, że wymiana myśli, współpraca mogą przynieść korzyści, zostały brutalnie odrzucone. Korzyści nie ma. Jest poniżanie i żerowanie. Kirgistan jest wykorzystywany przez obcokrajowców, którzy dobrze tu żyją – kosztem Kirgizów oczywiście.
Alejnowi wydało się, że dość dużo wiem o Kirgistanie. Mówiąc wprost – za dużo. Skąd? Niemożliwe, żebym był turystą. Pracuję tu. Przyjechałem na zwiady. Jestem polskim szpiegiem. Rozmowa przybierała i takie niebezpieczne zwroty. Również w tym kontekście, moje zaprzeczenia i tłumaczenia nie były w stanie zmienić podejścia Alejna.
I oczywiście mogłoby to wszystko być bredzeniem pijanego dwudziestosiedmioletniego Kirgiza wracającego ze służbowej popijawy w górach. Ale jeszcze kilka faktów świadczy o tym, że to jednak jest efekt świadomej polityki i indoktrynacji prowadzonej przez obecny kirgiski rząd. Zwrócę uwagę na jeden. Alejn proponował mi, i jestem przekonany, że szczerze, w naturalnym odruchu gościnności, że odprowadzi mnie na lotnisko, żebyśmy razem napili się wódki. To naturalna gościnność, o której sporo słyszeliśmy, z którą czasem sami się spotykaliśmy, z której jeszcze trochę zostało. Zakorzeniona głębiej, niż to, co można komuś nawciskać w ramach propagandy. Ta sprzeczność, naszym zdaniem, pokazuje, że propaganda jest czymś raczej świeżym – czymś, co śmiało można wiązać z trzyletnią działalnością obecnego rządu. Pokazuje zarazem, że może jeszcze nie wszystko stracone, że Kirgistan ma jeszcze szansę zrealizować swój gospodarczy potencjał, który tkwi przede wszystkim w rozwijaniu profesjonalnej turystyki.
EdukacjaI jeszcze jedna historia dotycząca kirgiskiego nacjonalizmu – kreowania mitu Wielkiego Kirgistanu. Każdy student w tym kraju, aby uzyskać dyplom musi zdać egzamin z historii Kirgistanu (a historia, jak wiemy, jest tu odpowiednio przedstawiana – przede wszystkim odwołuje się do ponad 2000 lat państwowości Kirgistanu, choć w rzeczywistości ta „państwowość” to zaczątki koczowniczych plemion!). Od ostatniego roku dotyczy to również zagranicznych uniwersytetów, tureckiego i amerykańskiego, Islamskiego Uniwersytetu Kirgistanu i naprawdę wszystkich innych. Na wszystkich kierunkach! Dotyczy to również zagranicznych studentów studiujących w tym kraju. I może zdarzyć się tak, że najlepszy student w swojej dziedzinie nie dostanie dyplomu, jeśli nie powiedzie mu się na tym egzaminie. I tak właśnie zdarzyło się z Natalią – choć była najlepsza w swojej dziedzinie, żeby dostać dyplom musi poczekać na swoją następną szansę, za rok.
Rozmowy kontrolowaneMotyw narzekania na Kirgizów, w szczególności Kirgizów z prowincji stanowiących obecnie większość również w stolicy, przewija się tu nieustannie, niemal przy każdej dłuższej rozmowie, w tym również z samymi Kirgizami! Stopniowo stawaliśmy się coraz bardziej ostrożni. Zorientowaliśmy się, że naprawdę niewiadomo, czy rozmówca nie jest podstawiony, dla kogo pracuje, czy rozmowa nie jest nagrywana, czy nie jest to prowokacja itd. Niestety w dzisiejszym Kirgistanie naprawdę trzeba na to uważać.
Pewien taksówkarz – Rosjanin – naigrywał się z kirgiskiego nacjonalizmu – przede wszystkim z oczekiwania, żeby wszyscy, którzy tu mieszkają i pracują, znali języki kirgiski. (Tymczasem sami Kirgizi, którzy od pokoleń mieszkają w Biszkeku, często już go nie znają, przynajmniej nie w stopniu umożliwiającym kompetentne pomaganie dzieciom przy odrabianiu lekcji z tego języka.) Taksówkarz żartował również z tego, że kirgiscy naukowcy raz po raz ogłaszają swoje odkrycia, z których wynika, że wiele narodowości pochodzi od Kirgizów, że wiele języków pochodzi od kirgiskiego, że być może z Kirgistanu wywodzą się początki piśmiennictwa. Każdy, kto poznał nieco historii Azji Centralnej, a w szczególności Kirgistanu dostrzeże, jak absurdalne są te twierdzenia. Jest to jednak balsam dla serc kirgiskich polityków kształtujących wizję Wielkiego Kirgistanu (zarazem „Kirgistanu dla Kirgizów”). Zrewanżowałem się refleksją, nie swoją zresztą, ale bardzo adekwatną: na sugestię, że Japończycy pochodzą od Kirgizów, ktoś odpowiedział: „szkoda, że to nie Kirgizi pochodzą od Japończyków”... Aha, i jeszcze jedno: w
Wiecziornym Biszkekie czytaliśmy zresztą, że podobno i Dżyngis Chan był kirgizem!)!
Wszędzie jest też opozycja wobec tego nacjonalizmu. Dawid wróciwszy wczoraj z gór wpadł do nas na kolację. Wracał taksówką. Ponieważ miał brudny i mokry plecak, trzymał go na kolanach, żeby nie pobrudzić samochodu. Taksówkarz (starszy Kirgiz) z uznaniem pokiwał głową – i ze zrozumieniem wyjaśnił, że jak człowiek z Europy albo z USA, to inteligent, Kirgiz nigdy by się nad czymś takim nie zastanowił. Kirgiski bardak! – sam starszy Kirgiz to powiedział. Sami to wiedzą. Przynajmniej niektórzy.