Zaczelismy od pojechania taksowka do Sauran – osady z XII-XVI w, w ktorej podobno ludzie zyli jeszcze do XVIII w. Niewiele z tego zostalo. Z zewnatrz miejsce prezentuje sie obiecujaco – z daleka w sloncu polyskiwaly zolte, piaskowe mury. Na tle bezkresnego stepu, z ciemnymi chmurami w jeszcze dalszym tle… Jednak po wspieciu sie na mur, w srodku zobaczylismy kolejny fragment stepu, tym razem ograniczony dookola murami. Zreszta mury, jak okazalo sie z bliska, wcale tez nie byly kompletne. Niesamowite, ze z miasta, ktore rozwinelo sie w czasach Jedwabnego Szlaku, i ktore jeszcze 300 lat temu bylo choc czesciowo zamieszkane, teraz prawie nic nie zostalo. Widac slady po pracach archeologicznych, odkopane fragmenty domow, z zabezpieczonymi przed dalsza erozja elementami. Na kazdym kroku natykalismy sie na kolorowe, lub tylko brazowe, fragmenty rozbitych waz, moze z XIII, moze z XVI w. A wokol nas lately kraski, zolny i pustynniki!
W samym Turkiestanie oprocz mauzoleum poety i swietego z X-XI w niewiele jest do zobaczenia. No moze oprocz stylu jazdy miejscowych kierowcow, jeszcze dzikszego niz ten, do ktorego „przyzwyczailismy sie” w Kirgistanie. Tu jazda pod prad na ruchliwej ulicy jest norma. Jedzie ten, kto glosniej trabi i pewniej, bardziej ryzykownie, spycha na bok pozostalych.
Mauzolemu w tym samym stylu, co budynki w Samarkandzie, zreszta Timur zlecil jego budowe w tym samym czasie, pod koniec XIV w, w oparciu o te same wzory. Sporo ludzi sie tam modli. Niektorzy twierdza, ze trzy pielgrzymki do mauzoleum Yassuia w Turkiestanie stanowia rownowartosc jednej do Mekki.
Po Samarkandzie, Bucharze i Chiwie, Turkiestan nie zrobil na nas duzego wrazenia. Ale w Kazachstanie mauzoleum Yassuia to najwazniejszy zabytek architektury i przez to oczywiscie i nam sie podoba. Na terenie mauzoleum jest jeszcze kilka innych zabytkow, ale niestety w wiekszosci pozamykane (zamknieta jest zreszta rowniez kasa). Ale... na tym samym terenie, ktory jest dosc rozlegly i kiedys byl starym miastem, pasa sie obecnie rowniez wielblady! Kiedy z pewnymi obawami podchodzilismy do jednego z nich (z obawami np. czy nie kopnie lub nie ugryzie), sam wielblad bardziej zdecydowanym krokiem podszedl do nas! I wcale nie po to, by gryzc, ale zeby powachac! (Wielbady widzielismy zreszta rowniez po drodze, w dosc duzych ilosciach!) Inny, mniej przyjemny widok, wciaz na tym samym terenie, to zarzynane owce.
Podroz Do Turkiestanu z Biszkeku przyjechalismy w 10 godzin, marszrutkami i autobusem. Generalnie bez problemu, ale na granicy celnicy (lub inni umundurowani funkcjonariusze) postaliwnowili dokladnie sprawdzic nasze bagaze. W tym celu kazali kierowcy nas szukac (bo granice Kirgistanu przechodzi sie na piechote, przejezdza tylko kierowca). A potem, przez ok. 30 minut dwie osoby przegladaly zawartosc naszych plecakow, wachajac i dokladnie przygladajac sie zwlaszcza roznym proszkom, zapalkom, swieczce itd. A juz najbardziej zainteresowala ich nasza torebka z herbatami, zwlaszcza biala herbata zwinieta w kulke, ktora rozwija sie po zalaniu wrzatkiem. Szczegolnie podejrzane wydalo im sie, ze mowimy po rosyjsku (lepiej zreszta od nich). Nie mogli tez zrozumiec idei turystyki i turystow – starali sie bardzo dokladnie wypytac, w jakim celu jedziemy (w szczegolnosci do Mongolii), co konkretnie chcemy tam zobaczyc itd. Znosilismy to spokojnie, raczej cala sytuacja rozbawieni, i moze wlasnie dlatego po zakonczeniu kontroli, ten bardziej upierdliwy wrecz nas przeprosil, tlumaczac sie „takimi obowiazkami”. Byc moze po prostu bardzo im sie na tej granicy nudzi, a to, co obcokrajowcy nosza ze soba w plecakach jest bardzo ciekawe w porownaniu z zawartoscia kraciastych, ceratowych toreb miejscowych.