Geoblog.pl    AniaKuba    Podróże    Kirgistan (i okolice)    Klasztor na gorze - miejsce kontemplacji i wyciszenia (teoretycznie)
Zwiń mapę
2008
30
lip

Klasztor na gorze - miejsce kontemplacji i wyciszenia (teoretycznie)

 
Mongolia
Mongolia, Tovkhon Khiid
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14034 km
 
Dojechalismy w koncu do ger campu. Probowalismy podroz odbyc stopem, ale okazalo sie szybko, ze jest to najtrudnieszy, najbardziej czasochlonny i... najdrozszy sposob podrozowania! W koncu musielismy zaplacic, jak za taksowke - okolo 1 zloty za kilometr! Zreszta placilismy nawet wiecej - za 35 kilometrow - 100 zlotych! Po prostu Mongolowie nie rozumieja auto-stopu - sa przekonani ze jak juz sie zatrzymali, to zaplacimy im, jak za taksi (przeciez jestesmy biali, wiec bogaci). Stracilismy bardzo duzo czasu i nerwow, aby w ogole dotrzec do celu podrozy. Bardzo trudno jest sie dogadac nawet z tak zwanymi taksowkarzami - powiedza bardzo wysoka cene i usmiechaja sie lagodnie - nie sposob sie targowac - wola w ogole nie zarobic, niz choc troche zejsc z ceny. Moze ten leniwy narod tyle sobie liczy w ogle za ruszenie tylka i pojscie do pracy - czyli stanie bezmyslne w centrum tak zwanego rynku. W koncu - po paru dniach prob odkrylismy, ze najlepszym sposobem ,,rozmowy'' jest podejscie do grupy taksowkarzy i powiedzenie nazwy miejscowosci - mozna powtorzyc kilka razy - i stanie razem z nimi i takze usmiechanie sie lagodnie. W koncu ktorys powie cene, jest ona bardzo wysoka, wiec kreci sie glowa i dalej stoi - w koncu Mongolowie zbici z tropu obecnoscia wsrod siebie intruza namowia sie i ktorys zaproponuje jeszcze raz te wysoka cene - i tak mozna w kolko - nawet dzien. Jesli ma sie dosc - godzimy sie na wysoka cene - jesli nie - stoimy dalej. Taka zabawa.

Klasztor na gorze, opisywany w przewodniku jako miejsce wyciszenia i duchowych poszukiwan - bardzo szybko okazal sie kolejena atrakcja na trasie wycieczek - glownie Mongolow. Zatem nic po ciszy i atmosferze refleksji - za to mamy pokrzykujacych do siebie i na echo Mongolow, przewalajacych sie wszedzie, zostawiajacych smieci, lazacych po swiatyni pokrzykujac i bezmyslnie klepiac posagi i bebenki. Wjezdzali takze samochodami na swieta gore - gdyby mogli pewnie wjechaliby samochodem do swiatyni. Niestety masy turystow, czy w Polsce, czy w Mongolii sa takie same - glosna muzyka, kupy i smieci w miejscach postojow, bezmyslny ped od atrakcji do atrakcji. Poza tym wodka - Mongolowie duzo jej ostatnio pija - co nasila glosne i bezmyslne zachowania, np. lazenie skrajem gory nad przepascia z malutkimi dziecmi.

Dobre strony naszej wycieczki
Takie takze byly. Oczywiscie krajobrazy. Punkt dla Mongolow - maja przepiekny kraj. Choc, gdyby ich bylo nie 2 osoby na km/kw, a jak w Polsce - 112 osob na km/kw - wszystko byloby rozjezdzone, zasmiecone i obsrane.
Ale mialo byc o dobrych stronach - zatem udalo sie w trakcie naszych prob lapania stopa trafic na dwie rodziny, ktore nie dosc, ze nie chcialy pieniedzy, to jeszcze bardzo chcialy nam pomoc dojechac do celu, nawet szukali dla nas autobusu w kolejnych miasteczkach! Ale, jak to w Mongolii na prowincji - ktos slyszal ze autobus jezdzi, ktos nawet autobus widzial, ale kiedy, skad i dokad odjezdza - nie wiadomo! POtem i tak okazalo sie, ze autobusu nie bylo! Najczesciej powtarzana fraza bylo wiec - ,,nie wiadomo''.

Miateczka na prowncji Mongolii takze sa bardzo ciekawe - jezdzac z zorganizowana wycieczka tego sie nie zobaczy - np. w centrum misteczka na rynku pies wyjada ze smakiem brudna pieluche, rzucona tu przez jakiegos Mongola. Na nikim to nie robi wrazenia, ludzie bezmyslnie stoja, snuja sie, kreca w kolko, pija.

Niemniej jednak w ger campie niedaleko klasztoru podobalo nam sie bardzo i zostalismy tutaj kilka dni. Ger camp prowadzony byl przez kobiete bez nogi, 4 nastolatki i mala dziewczynke. Ciekawe. Potem zreszta okazalo sie, ze ta malutka dziewczynka to chlopiec, przebierany za dziewczynke przez mame. Dziewuszki bardzo sympatyczne i staraly sie jak mogly, choc np. jedyny obiad jaki mogly nam zaoferowac to ryz z frytkami. Bylo to nasze glowne danie podczas 8 dni samodzielnej wycieczki. Najbardziej jednak smakowalo nam mleko jakow.

Klasztor Tovkhon Khiid
Bylo to miejsce kontemplacji glownego artysty i przywodcy duchowego Monglow, inkarnacji Buddy - Zanabazara. To tutaj otrzymal, w trakcie 30-letniej medytacji, obraz symbolu Mongolii - ktory do dzis jest ich flaga. To bardzo popularny i zlozony symbol, widzielismy go nawet w formie tatuazu na plecach mlodej Mongolki. Tutaj takze Zanabazar stworzyl wiekszosc swoich artstyznych prac - rzezb i malowidel.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (32)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
rolnik
rolnik - 2008-08-06 22:17
apropo kibli. Może w ten sposób Mongołowie użyźniają swój kraj. Ale skoro przypada ich 2 na 1km kwadratowy to może to może trwać to całe lata świetlne.
 
marzycielka
marzycielka - 2008-09-17 12:53
swietny komentarz do zdjecia z kiblem, niezle sie usmialam. Ogolnie bardzo ciekawa relacja, piekne zdjecia. Gratuluje i coraz bardziej marze o dalekich podrozach.
 
 
AniaKuba
Ania Kuba
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 77 wpisów77 98 komentarzy98 1229 zdjęć1229 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
27.07.2010 - 04.10.2010
 
 
30.08.2007 - 03.08.2008