Pojutrze Ulan Ude, za 6 dni Moskwa, za 7 dni Kijow...
Na ostatnia wycieczke pojechalismy w bardzo popularne miejsce, tuz obok Ulan Bator - Park Narodowy Terledz. Miejscowy odpowiednik Jury Krakowsko-Czestochowskiej.
Najciekawsze obserwacje poczynilismy przy wejsciu do swiatyni w Centrum Inicjacji i Medytacji Aryapala. Jak prawie wszedzie w Mongolii za wstep trzeba zaplacic - tu 2000 tugrikow (3,6 zl). Cena wywolywala kontrowersje u prawie wszystkich odwiedzajacych.
Miedzynarodowa smietanka dyplomatyczna - piecioosobowa rodzina, ktora przyjechala samochodem z dyplomatycznymi tablicami rejestracyjnymi - nazwali prawie niewidomego straznika swiatyni zlodziejem i wyklocali sie, ze nie zaplaca. Malo tego - pomstujac na dziadka naprawde nie zaplacili, wlezli i zachowywali sie jak ostatnia holota (ich synek, o znamiennym imieniu Aleksis, glosno pokrzykujac, biegal nie tylko po laweczkach dla modlacych sie mnichow, ale i po stolikach, na ktorych trzymaja swiete teksty). Na nasz komentarz dotyczacy tego, kto w tej sytuacji nam jawi sie zlodziejem, pokretnie tlumaczyli, ze w innych swiatyniach placili mniej (w tym w Shaolin), a na Tajwanie w ogole sie nie placi w swiatyniach, itd.
Grupa Wlochow, gdy uslyszeli, ile to kosztuje, dlugo lamentowali, intensywnie gestykulujac. Potem glosno zbierali pieniadze, wszyscy weszli, a po wyjsciu bardzo glosno piali z zachwytu nad pieknem swiatyni i detalami, ktore tam wypatrzyli!
Grupa Japonczykow dowiedziawszy sie, ile to kosztuje bez slowa komentarza, karnie wyjela pieniazki i ustawila sie w kolejce.