Sokowirowka-SerafimowkaPojechaliśmy na wycieczkę – celem miała być Issyk-Ata, chcieliśmy się przekonać, czy już wodospad się rozmroził. Jednak marszrutki do Issyk-Ata nie było o 8 rano (choć wcześniej nam mówiono, że będzie, ale tak tu jest często) i Kuba zaproponował spacer wzdłuż rzeki Nuruz od Serafimowki Niżnej do Serafimowki Gornej. Pojechaliśmy zatem do nieznanego i przypadkowego miejsca, wybranego z mapy. Na miejscu okazało się, że jest tam Internat dla ludzi „przestarzałych” i dla inwalidów. Jednego nawet mijaliśmy. Akurat rozmawialiśmy o tym, jak wokół jest brudno, ile leży śmieci rzuconych wprost na ulicę i pod płot, gdy jeden z „przestarzałych” pensjonariuszy wyjął z kieszeni butelkę i rzucił pod płot. Jakby na potwierdzenie naszej rozmowy!
Potem obejrzeliśmy niedużą elektrownię wodną i przyglądaliśmy się, jak miejscowy Kirgiz wędruje po rurze łączącej brzegi rzeki – zatrzymał się mniej więcej w połowie rury, spuścił wiaderko i nabrał wody z rzeki w miejscu, gdzie już stajał lód, potem – balansując na rurze – wyciągał wiadro pełne wody, zszedł, nalał wodę do bańki i wrócił, by napełnić wiadro po raz kolejny. Wędrował po rurze, nachylał się po wiadro i wyciągał je, balansując 3 metry nad skutą lodem rzeką – w ślizgających się trepach!
Zaczepiliśmy go, by zapytać o drogę – zachęcał nas, byśmy przeszli ku niemu po rurze i zapewnił, ze jest to bezpieczniejsze niż przejście przez mostek przy elektrowni. Nie daliśmy się zwieść i przeszliśmy przez mostek. Był tak miły, że zamiast pokazać nam drogę, zaprowadził do swego skromniutkiego domku, pochwalił się synkiem, żoną, poczęstował lepjoszką i odprowadził do ścieżki prowadzącej do Serafimówki Gornej. Zapewniał, że będziemy szli 2 godziny, potem się okazało, że odległość wynosi około 15-18 km. Jednak jego życzliwość nastroiła nas bardzo dobrze do podjętej wędrówki. Tym bardziej, że widoki było piękne. Wędrowaliśmy wzdłuż rzeki. Doszliśmy do domków letniskowych i napotkany Rosjanin, wypoczywający na swojej daczy, wyprowadził nas z błędu – do Gornej nie dojdziemy tego dnia, najrozsądniej będzie zejść do szosy i czekać na marszrutkę, ale to jeszcze z 7-8 kilometrów wędrówki między wzgórzami. Jednak, mimo że celu nie osiągnęliśmy i że na mapie wyglądało to nieco inaczej – wędrowaniem po kirgiskich dżailoo byliśmy zachwyceni. Napotkany Rosjanin przypomniał nam, że ostatnio Polacy się kłócili z Rosjanami, wytłumaczyliśmy mu, że to przez poprzedni rząd, teraz Polacy wybrali bardziej kompetentnych polityków (mamy nadzieję!). W końcu jeszcze w XIX wieku „sfariliśmy” się dużo bardziej!
Wędrowaliśmy, obserwując biedne codzienne życie Kirgizów na wsi. Patrzyliśmy jak spędzają z gór barany, zupełnie malutkie owieczki i gnają osiołki, jeżdżąc na koniach po stromych wzgórzach. Inna kobieta spod lodu zamarzniętej rzeki nabierała wodę prosto do czajnika... i szła do domu co najmniej pół kilometra. W końcu doszliśmy do szosy – trochę umęczeni i „spaleni słońcem”. Postaliśmy chwilkę i nagle zatrzymała się „super wypasiona bryka” (jak się to mówi w pewnych kręgach) i sympatyczna Rosjanka zapytała, czy chcemy, by nas podwieźli do miasta. Zupełne zaskoczenie!! Ci zepsuci „nowi ruscy” (z którymi toczymy w literaturze wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną, pod hasłami „obalić siding produkcji ruskiej” i „Putin, zabieraj swe krzywe dzieci” – Ruski fałszerze kompaktów, robiący podkop pod naszą gospodarką, Ruscy zabijający psy nasze i wasze, nasze dzieci płaczące przez Ruskich”) – i ci Ruscy podwożą nas takim autem, do którego wstyd wsiadać w ubłoconych butach!
Rosjanka bawiła nas rozmową, np. skarżyła się na śmieci, leżące dokoła, nazwała nawet to zjawisko „ekologiczną katastrofą” – jednak najwyraźniej nie widziała związku, między degradacją środowiska, a jeżdżeniem tak dużym i spalającym odpowiednio duże ilości paliwa samochodem.
Opowiadała również, że dawniej żyło tutaj wielu Niemców (dygresja – niemiecki rząd potrafił w ciągu kilku lat umożliwić powrót wszystkim swoim obywatelom, którzy tego chcieli, a polski w ramach repatriacji sprowadza łącznie kilkanaście osób z terenów Kazachstanu, Rosji, Kirgistanu w roku, chyba w myśl zasady „po co ściągać dziadów do ZUS-u”, bo jak to wyjaśnić? Kartę Polaka podpisał prezydent dopiero w ubiegłym roku i tak nie w takim kształcie, o jaki walczyły środowiska polonijne potomków ofiar zsyłek) – wtedy w ramach programów resocjalizacyjnych organizowano wyjazdy z Niemiec do Kirgistanu trudnej młodzieży. Podrostki żyły z rodzinami wiejskimi i pomagały w codziennej pracy. Rosjanka zapewniała nas, że efekt wychowawczy takich kolonii był bardzo dobry – młodzi po powrocie zmieniali swoje życie, rzucali narkotyki, stawali się lepsi. Niektórzy nawet postanawiali zostać na zawsze w Kirgistanie, gdyż tu odnaleźli swoje miejsce na ziemi. Słuchaliśmy tego trochę jak bajki - „był-żył staryk i starucha w bidnej jurtie...”