Geoblog.pl    AniaKuba    Podróże    Kirgistan (i okolice)    Ochrona środowiska
Zwiń mapę
2008
20
maj

Ochrona środowiska

 
Kirgistan
Kirgistan, Bishkek
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4899 km
 
Wygląda na to, że najważniejszym zasobem Kirgistanu jest przyroda, w szczególności góry (57% powierzchni Kirgistanu leży wyżej niż najwyższy punkt w Polsce(!), a 94% powyżej 1000 m n.p.m.). Odnosimy jednak wrażenie, że wbrew obiegowej opinii, jakoby narody z koczowniczymi tradycjami przejawiały wrodzoną tendencję do ochrony przyrody, w Kirgistanie ochrona przyrody znajduje się dość daleko na liście narodowych priorytetów, a już szczególnie daleko na liście priorytetów indywidualnych osób. Dziś jednak to tylko mit, piękna bajka, która nijak ma się do rzeczywistości. Salam alejkum, paszli! Być może zniszczył to ZSRR, dzięki któremu „Kirgiz zsiadł z konia”, zerwał ze swoim koczowniczym trybem życia i rozpoczął ciężką, acz chlubną pracę w sowchozie, kołchozie, albo na zawodzie. A jeśli jeszcze na koniec lat 1990-tych Kirgizi mieli jakiekolwiek poszanowanie dla środowiska, to dobił je ostatecznie kapitalizm, w którym stało się jasne, że ten tylko się liczy, kto się dorobi, kto kupi bardziej efektowny samochód, a z pewnością nie ten frajer, który będzie myślał o swoim otoczeniu. Krótko mówiąc, ochroną środowiska niespecjalnie się obywatele Kirgistanu przejmują. I o tym też chcielibyśmy napisać, odnosząc się najpierw do sytuacji bardziej ogólnie, a potem do możliwości i nastawienia indywidualnych osób.

Większość obecnych problemów związanych z degradacją środowiska w Kirgistanie wiąże się z konsekwencjami wydobycia zasobów naturalnych, w dużej mierze jeszcze w czasach ZSRR. Jednym z najpoważniejszych problemów są składowiska odpadów pozostałych po działalności wydobywczej (zanieczyszczone substancjami chemicznymi używanymi do oddzielenia pożądanej substancji od materiału, w którym ta substancja znajdowała się w przyrodzie), składowiska innych odpadów przemysłowych i składowiska skał pozostałych z procesów wydobywczych. W sumie jest ich ponad 100 i zawierają 630 milionów m3 odpadów. Choć większość składowisk nie jest niebezpieczna (stanowią tylko degradację krajobrazu), niektóre, zwłaszcza najbardziej znane – Mailuu-Suu, stanowią potencjalne zagrożenie dla milionów ludzi nie tylko w Kirgistanie. 25 z nich zawiera odpady radioaktywne, promieniujące minimum 1000 mikrorentgenów na godzinę. Mailuu-Suu uwzględniono na liście dziesięciu potencjalnie niewiększych na świecie zagrożeń związanych z degradacją środowiska w 2006 roku przygotowanej przez Blacksmith Institute. W latach 1946-1968 wydobywano tam uran, z którego zbudowano m.in. pierwszą bombę atomową ZSRR. Obecnie składowane są tam odpady radioaktywne pozostałe po wydobyciu uranu oraz inne niebezpieczne związki chemiczne (głównie metale ciężkie). Składowiska te są szczególnie niebezpieczne, ponieważ są w kiepskim stanie technicznym, zaniedbane, a znajdują się na tektonicznie niestabilnym terenie (trzęsienia ziemi, osuwiska, lawiny). Choć przykład Mailuu-Suu jest najbardziej spektakularny, jest jeszcze wiele innych. W czasie, gdy składowiska powstawały (ZSRR), nikt nie planował, co z nimi zrobić po zakończeniu pracy kopalni, przy której je tworzono. I do dziś nie wiadomo, kto miałby za to zapłacić.

Inny potencjalnie poważny problem również dotyczy nieprzewidywalnych skutków działania człowieka. Większość energii w Kirgistanie pochodzi z dużych elektrowni wodnych (94% w 2006 roku). Choć oczywiście ma to swoje dobre strony w postaci unikania emisji związanych ze spalaniem węgla lub ropy, to pozostają m.in. problemy dotyczące zmian mikroklimatu oraz dostępności wody na terenach poniżej zbiorników. Największy zbiornik – Toktoguł na rzece Naryń – mieści 39 razy więcej wody niż Solina w Bieszczadach. Nikt nie wie, jakie są konsekwencje takiego nieprzewidzianego przez przyrodę ciężaru dla aktywności sejsmicznej tego regionu.

Również ożywione elementy przyrody znajdują się pod ciągłą presją, głównie ze strony kłusowników (wśród których są i żołnierze i urzędnicy!). O jednej z największych ostatnio afer z kłusownikami – sprawie archarów (górskich baranów zagrożonych wyginięciem) już pisaliśmy. O Inylczeku, w którym w ramach walki z kłusownictwem proponuje się ludziom alternatywne możliwości zarabiania na życie – również. Oprócz kłusowników jest jeszcze mnóstwo tych, którzy zrywają rośliny w górach (np. w bardzo często odwiedzanym przez miejscowych sanatorium Issyk-Ata za każdym razem spotykamy ludzi, nie tylko Kirgizów, wynoszących z gór wiązki a nawet naręcza roślin).

O wycinaniu zieleni w mieście już napisaliśmy. Drzewa wycinane są m.in. za łapówki – korupcji sprzyjają niskie płace i stosowna „tradycja”. Chcąc coś zbudować lub choćby stworzyć parking, trzeba tu zwykle wyciąć drzewa, bo było ich swego czasu bardzo dużo. Ale wycinanie połowy największego parku w mieście pod zabudowę to naprawdę przegięcie! Na dodatek miejski system nawadniania (spuścizna po czasach sowieckich) nie jest usprawniany, a nawet konserwowany, przez co wiele drzew nie dostaje wody i usycha, a nowych drzew nie sadzi się prawie w ogóle.

Szczególnie popularną formą zamachu na środowisko jest powszechne tutaj śmiecenie. Śmieci większość Kirgizów rzuca na ziemię, tam gdzie stoją – nie tylko w miastach, ale i na wsiach, i w górach; nie tylko dorośli, ale i dzieci, również bezpośrednio przed szkołą. Pod szkołami stoją tu stragany ze słodyczami, na które dzieci rzucają się po wyjściu ze szkoły. A potem znaczą swoją drogę rozrzuconymi opakowaniami.

Śmieci po zimie jest tu na trawnikach i w kanałach znacznie więcej niż psich kup w Polsce na wszelkich skrawkach ziemi, które szumnie nazywane są trawnikami. Przy sąsiednim bloku, wzdłuż okien należących do jednego mieszkania, śmieci widzimy szczególnie dużo. Wygląda to tak, jakby z któregoś piętra w tym pionie śmieci zamiast do śmietnika były wyrzucane za okno. I wcale nie zdziwilibyśmy się, gdyby tak było naprawdę. Widujemy tu ludzi, którzy wydają nam się zupełnie nieprzystosowani do życia w mieście, w „cywilizacji”. I może naprawdę są tu tacy, którzy po prostu jeszcze nie wiedzą, co to i po co są śmietniki...

Dziwne, że poprzez regularne uborki (zorganizowane w szkole, czy zakładzie pracy sprzątanie) ludzie nie nabierają nawyku utrzymywania czystości – przecież sami oszczędzaliby sobie pracy. A może jest wprost przeciwnie – widzą, że i tak śmieci ktoś posprząta i nie ma się czym przejmować. Chociaż wydaje nam się, że tak naprawdę to oni w ogóle się nad tym nie zastanawiają. Po prostu mając w ręku coś, co nie jest im potrzebne wyrzucają – tak jak wyrzucali za siebie 200 lat temu obgryzione kości barana. Taka jest bliższa rzeczywistości wersja koczowniczego związku z przyrodą.

O regularnym podpalaniu śmietników i walających się po ulicach śmieci już pisaliśmy, i nie będziemy się jeszcze raz denerwować.

Tymczasem jednak śmieci wciąż przybywa. Wszyscy sprzedawcy rozdają plastikowe torebki – jeszcze bardziej nachalnie niż w Polsce! A porządkując mieszkanie na początku naszego pobytu znaleźliśmy duże ilości odłożonych, ładnie poskładanych torebek, świadczących o tym, że chyba jeszcze niedawno nie były one tak powszechnie dostępne.

Nie mówi się w ogóle o potencjalnie negatywnych skutkach takiej ilości śmieci – zanieczyszczeniu środowiska, a także problemach zdrowotnych. Gorące samsy (bułki z mięsem lub ziemniakami), podobnie jak wszelkie inne produkty kupowane na ulicy lub właściwie gdziekolwiek, również są pakowane w torebki foliowe. Torebki topnieją od gorąca samsów, a wszelkie zawarte w nich ftalany i inne rakotwórcze świństwa przenikają do jedzenia. Trudno jednak przekonać sprzedawców, żeby podali samsa np. do własnej chusteczki higienicznej. Podobnie, jak trudno przekonać ich do nie dawania torebek. Konsekwentnie odmawiając torebek, stajemy się atrakcją w sklepach czy na straganach. Zwykle staramy się wytłumaczyć dlaczego. W osiedlowych sklepach, w których nas znają, wiedzą, że nie chcemy torebek, ale często i tak automatycznie próbują nam zapakować kupione produkty. W jednym, chyba z sympatią, sprzedawczynie nazywają nas „grinpisowcami” – mówią, że jesteśmy tu jedyni tacy.

Recyklingu prawie nie ma. A ten który jest odbywa się przede wszystkim z inicjatywy Chińczyków, którzy skupują tu (jak i zresztą w innych krajach) metale kolorowe i plastiki. Na mniejszą skalę recykling prowadzą też indywidualni bardzo drobni „przedsiębiorcy”, którzy z słoikach i butelkach z drugiego obiegu sprzedają potem przygotowane przez siebie produkty (mleko, miód, drzemy, bakłażany i inne przetwory). Wykorzystują również zadrukowane kartki (również wyrwane z książek) jako tubki na przyprawy lub śrubki oraz opakowania na samsy (w mniej wykwintnych miejscach niż te, gdzie pakują w torebki foliowe). Czasem widać też rozsadzane w domu roślinki w doniczkach z kubków po jogurtach. Recykling należy tu zatem w dużej mierze do czarnej strefy gospodarki (chińska mafia), i w małej mierze do szarej strefy (bardzo drobni „przedsiębiorcy”). Państwo nie ingeruje... przynajmniej nie przeszkadza. A my w tym uczestniczymy – sprzedając nasze słoiki i butelki plastikowe za niewielkie pieniądze na oszskim bazarze lub w małych osiedlowych „skupach” butelek. Np. tuż obok naszego bloku taki „skup” to po prostu kawałek gołej ziemi, na której stoją butelki i pilnujący ich chłopiec. Czasem na kilku butelkach pojawiają się kartki z cenami. A chłopiec czasami nie stoi lecz siedzi, a nawet leży. Zastanawiamy się, czy chłopiec chodzi do szkoły. Prawdopodobnie jednak nie... Wiemy natomiast, że chodzi do meczetu, bo kilka razy go nie było i powiedziano nam właśnie, że tam poszedł.

Napojów w butelkach zwrotnych nie ma w ogóle; tu nawet Coca-Cola sprzedaje tylko butelki jednorazowe. W sklepach widać np. opakowania zawierające 12 butelek półlitrowych tutejszych bezalkoholowych napojów chłodzących – tekturowa podstawka, całość owinięta folią. Jedyne skrzynki, które świadczyłyby o zwrotności butelek, dotrwały z czasów ZSRR.

Jak widać, nawet jeśli konsument chciałby zachowywać się w sposób przyjazny dla środowiska, napotyka na szereg przeciwności. Przede wszystkim jednak, jak wynika z naszych obserwacji, w Kirgistanie nie ma kultury przestrzegania prawa, ani tym bardziej porządku – czyli w ogóle dóbr wspólnych i publicznych. Przykład: zachowanie kierowców, inny: śmiecenie. Jeśli nie ma nawyku przestrzegania prawa czy porządku, to trudno cokolwiek zmienić poprzez wprowadzanie nowych praw... Jest również bardzo silny opór przeciwko instrumentom ekonomicznym, co zwykle tłumaczy się biedą dużej części społeczeństwa (np. wprowadzeniu opłat lub podwyższeniu opłat, dzięki czemu można byłoby ograniczyć konsumpcję energii czy torebek plastikowych). Być może jedynym, co mogłoby tutaj poskutkować, to odwołanie do tradycji, do wielkiego Kirgistanu, 2200 lat państwowości i sugerowanie, że to wszystko może być zaprzepaszczone. Czyli wywieranie wpływu na wartości, nie poprzez przymus...


Powody do optymizmu? Rospuda po kirgisku.
W różnych strategiach dotyczących rozwoju Kirgistanu od pewnego czasu powtarza się temat budowy i modernizacji infrastruktury drogowej. Jedną z ważniejszych dróg miała być dopiero planowana ponad 400 kilometrowa droga łącząca bezpośrednio Issyk-Kul z Ałmaty. Tymczasem prace (na razie wciąż na etapie projektowania drogi) właśnie zawieszono, ponieważ miałaby ona przecinać Park Narodowy Chon-Kemin (od nazwy miejscowości Chon-Kemin) i przez to poważnie mu zaszkodzić, a do tego, uznano, dopuścić nie można. Takie przynajmniej jest oficjalne wytłumaczenie. Drogę mieli finansować głównie Kazachowie, oczywiście przy pomocy instytucji takich jak EBRD. Obecnie rozpatrywane są inne warianty. Zaskakujące, biorąc pod uwagę inne przykłady stosunku do ochrony środowiska. Prawdopodobnie, choć politycznie bardzo eleganckie, to wytłumaczenie ma zupełnie inne podłoże.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
AniaKuba
Ania Kuba
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 77 wpisów77 98 komentarzy98 1229 zdjęć1229 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
27.07.2010 - 04.10.2010
 
 
30.08.2007 - 03.08.2008