Z Buchary do Chiwy jechaliśmy przez pustynię. Najpierw rosły krzaki na piasku, potem coraz rzadziej i coraz mniejsze, aż w końcu zostały same łachy piasku.
A w mieście powitała nas szarańcza! Starożytna Chiwa to także miasto w mieście – tak zwane Ark, jak w Bucharze, wydzielone grubymi, starymi murami. Znowu spacerowaliśmy jak po scenerii baśni. Architektura Wschodu jest tak inna od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, że sprawia wrażenie odrealnionej.
W Chiwie zachwyciły nas to, jak kolorowe są medessy, meczety, minarety. Zwłaszcza błękitny, ogromny minaret, który miał być tak wysoki, by widać było z niego drogę do Buchary. Nie został jednak ukończony. Legenda mówi, że chan rozkazał zabić głównego architekta po skończeniu pracy, aby nic piękniejszego nigdzie ni postawił. Jego uczeń dowiedział się o tym i na podawanych cegłach napisał tę wiadomość mistrzowi. Ten w tajemnicy skonstruował paralotnię i którejś nocy odleciał do bardziej przyjaznego miejsca. Znajduje się także w Chiwie minaret śmierci – nazwa stąd, że pewnego razu w XVII wieku przybył do chana rzemieślnik i oświadczył, że nie będzie płacił podatków. W odpowiedzi na tę zuchwałość chan rozkazał zrzucić go z minaretu. (Ciekawe swoją drogą, na co liczył ów rzemieślnik?). Ofiara upadek przeżyła, co jeszcze bardziej rozzłościło chana i kazał nieszczęśnika dobić, co było złamaniem zasady, aby za jedną zbrodnię nie karać dwa razy.
Widzieliśmy też celę więzienną, z narzędziami tortur i rysunkami objaśniającymi ich działanie. Samo więzienie było bardzo małe, gdyż oskarżonych od razu sądzono, np. kobieta na niewierność wrzucana była do worka z dzikimi kotami, mężczyzna kamienowany.
Chiwa to także miasto poetów – jak głosi jeden wyryty napis – łatwiej krwią serdeczną wymalować nieboskłon, łatwiej leżeć w lochu 300 lat, niż się wdać w dyskusję z głupcem.
Inna legenda związana z budową meczetu – emir obiecał 4 000 niewolników, że jeśli wybudują bardzo szybko meczet, to podaruje im wolność. Zatem budowali dniem i nocą i po dwóch latach stanął wielki i piękny meczet. Emir podziękował niewolnikom i stwierdził, że się rozmyślił – przecież nie można pozbywać się takich dobrych budowniczych! Zdenerwowani niewolnicy rzucili się na emira i jego świtę, ukamienowali ich i poszli – sami się wyzwolili.
Inna ciekawa historia – gdy zabrakło miejscowego emira, dostojnicy uprowadzili krewnego chana Kazachów i obwołali emirem, ale ten już następnej nocy uciekł.
Najbardziej podobał się nam 1000-letni meczet z drewnianymi, rzeźbionymi kolumnami – bardzo duży. Na żadnej kolumnie wzór się nie powtarza! Sufity w meczetach bywają tu piękne – bardzo kolorowe i bogato rzeźbione – przypomina to świątynie buddyjskie. Na kolumnach w pałacu emira widzieliśmy także wyrzeźbione swastyki, ślady po „aryjcach”.
Wynajmowaliśmy w Uzbekistanie miejscowych przewodników, którzy niestrudzenie opowiadali historie i anegdoty związane z władcami, zabytkami, budynkami. W Chiwie nasz przewodnik spacerował i opowiadał przez 4 godziny – w 40 stopniowym upale! Kojarzył Polskę z handlem – opowiadał, że na początku lat 90. Uzbecy sprzedawali Polakom sztućce, a kupowali magnetofony.
Najfajniejszy był widok z dachu naszego hotelu – mogliśmy podziwiać całe Ark, gdy zachodzi nad nim słońce.