Jestesmy juz czwarty dzien w krainie Mongolow. Jest to kraina przepiekna, ale i bardzo wymagajaca do zwiedzania - kazdego dnia trzeba tu walczyc o przetrwanie. Np. rozbijajac sie na oficjalnym polu namiotowym, przy turystycznych jurtach i duzej turystycznej atrakcji, moze cie o 2 nad ranem stratowac ogromne stado bydla, pedzone przez teren tego pola. No, moze tez skonczyc sie tylko na przyjaznym psie obronnym, ktory wpakuje sie do namiotu przez szczeline mniejsza niz ta, przez ktora przecisnal by sie komar. Jak wielblad przez ucho igielne. Swoja droga, wielbladow tu mnostwo.
Mongolia jest wlasnie taka, jak sobie ja wyobrazalismy - ogromne, bezkresne zielone przestrzenie, a na nich ogromne stada bydla (owiec, koz, krow, koni, a czasem i wielbladow), gdzieniegdzie upstrzona jurtami.
Pilismy juz slona herbate z mlekiem i tluszczem w jurcie.
Mongolowie kojarza czterech pancernych i psa i to pozwala nam nawiazac z nimi jakas nic porozumienia. Ale to wszystko. Nie mowia ani po rosyjsku ani po angielsku. Srednio co 15 osoba mowi troche po rosyjsku (na prowincji), glownie przyjezdne dzieci z miasta, ktore zdarza sie, ze ucza sie go w szkole. W Ulan Bator jest lepiej - tu, ze wzgledu na turystow, sporo ludzi choc ciut, ciut mowi po angielsku.
Po przepieknych, bezkresnych przestrzeniach po drodze, Ulan Bator robi odrazajace wrazenie. Brudne, chaotyczne, dzicy kierowcy, zlodzieje. Np. facet w taksowce, ktora dowiozla nas do centrum zazadal oplaty ponad trzykrotnie wyzszej, niz umowiona. Niemal doszlo do szarpaniny (i nie chcial nam oddac plecakow), ale na szczescie, poniewaz silnie obstawalismy przy wzywaniu policji, udalo sie zaplacic tyle, na ile sie umowilismy. Jednak gdyby to bylo na obrzezach, a nie w samym centrum to nie wiadomo, jak by sie to skonczylo. A na obrzezach widzielismy wielkie targi zywym towarem (bydlem) i dzielnice jurtowe!
Ludzie na prowincji sa faktycznie zyczliwi i goscinni, ale w miescie jest zupelnie inaczej.
A turystow jest wiecej niz nad polskim morzem! Jakby zupelnie nie bylo niedawnych problemow politycznych - zreszta faktycznie na ulicach nie ma ani sladu po politycznej zawierusze sprzed tygodnia. Nocleg znalezlismy dopiero w 8 hostelu! A na ulicach mniej wiecej co 20 czlowiek to bialy turysta. Przyciaga ich m.in. zaczynajacy sie jutro wielki mongolski festiwal Nadaam. Ale ci turysci czesto sa dosc autystyczni - np. siedza cale dnie w hotelach, czytaja ksiazki i ogladaja filmy, nie wiedza co sie dzieje wokol, a akurat o Mongolii ksiazek nie czytaja i niewiele wiedza. Jeden z naszych sasiadow siedzi tu juz poltora miesiaca i byl na jednej poldniowej wycieczce. Ale za to ile filmow obejrzal!
A jak juz wyjda i chca gdzies pojechac, to jest im wszystko jedno gdzie. Sami szukamy partnerow do wycieczki i znajdujemy rozkoszne propozycje pojechania "na super wycieczke do pieknej Mongolii". Zadnych konkretow, bo choc Lonely Planet kreuje rzeczywistosc turystow, to tak naprawde niewielu ten przewodnik czyta (a jesli juz to dopiero po przyjechaniu do jakiegos opisanego w nim miejsca).
Trafilismy na koncert tradycyjnej mongolskiej muzyki i teatru masek. Jestesmy zachwyceni i zaskoczeni roznorodnoscia i bogactwem kultury Mongolow! Ale wiekszosc turystow i tak zadowala sie zapasami, wyscigami konnymi i zawodami luczniczymi, ktore stanowia trzon Nadaam'u.